Mateusz Urbanowicz jest Polakiem, który pracuje w tokijskim studiu Comix Wave Films, rysując tam tła do anime. W wywiadzie dla IGN Polska opowiedział nam, jak znalazł się w Japonii i na czym dokładniej polega jego praca.

Zrobienie anime, czyli japońskiej animacji, nie jest sprawą prostą. Przy takich projektach pracuje cała masa ludzi odpowiedzialnych za różne elementy: muzykę, animację, głosy postaci czy też tła. Tymi ostatnimi zajmuje się między innymi Mateusz Urbanowicz, Polak, który pracuje w tokijskim studiu Comix Wave Films. W wywiadzie dla IGN Polska opowiedział nam, jak znalazł się w Japonii i na czym dokładniej polega jego praca.

IGN Polska: Wiem, że po studiach w Polsce zdecydowałeś się na kontynuację nauki w Japonii. Jak to się stało, że dostałeś się na Kobe Design University? Jakie kryteria trzeba spełnić, aby dostać stypendium na naukę w Kraju Kwitnącej Wiśni?

Mateusz Urbanowicz: Szczerze powiedziawszy raczej nie miałem wyboru. Po studiach próbowałem szukać pracy w Polsce, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze tak do końca, co chcę zawodowo robić. Wszystkie oferty z dziedziny grafiki miały mniej i mniej do czynienia z kreatywnością, więc gdy tylko usłyszałem o programie stypendialnym, wysłałem zgłoszenie. To był strzał w ciemno (aplikantów było bardzo wielu), ale jakoś wiedziałem, że może mi się udać.

Po studiach próbowałem szukać pracy w Polsce.

Z listy dostępnych uniwersytetów wybrałem te trzy, które miały w programach komiksy (mangę) lub animacje (anime) i właśnie z Kobe dostałem pozytywną odpowiedź. Myślę, że oprócz dobrych ocen z polskiego uniwersytetu i znajomości angielskiego pomogły mi mi mój komiks, który, wydrukowany, wziąłem na rozmowę kwalifikacyjną oraz dość oryginalny plan badawczy, który brzmiał w sumie: “chcę rysować”!

IGN: Co dokładnie robiłeś na studiach? Jak bardzo różnią się studia w Polsce od tych w Japonii (zarówno jeśli chodzi o ofertę uczelni, jak i o same zajęcia)?

Gdy przyjechałem do Kobe, nie potrafiłem powiedzieć nic.

MU: Przez pierwsze pół roku uczyłem się Japońskiego, bo, gdy przyjechałem do Kobe, nie potrafiłem powiedzieć nic. Następnie, na Kobe Design University zostałem tzw. research studentem, czyli mogłem uczestniczyć w wybranych przez siebie zajęciach licencjatu. Gdy pojawiła się jednak opcja magisterki, przystąpiłem do egzaminu i dwa lata uczestniczyłem w zajęciach w grupie głównie Japończyków o różnych specjalizacjach.

Uniwersytet w Japonii, a w szczególności taki profilowany uniwersytet prywatny jak KDU, raczej dostarcza możliwości nauki, niż wyznacza konkretne cele. Projekty, seminaria i bezpośrednie konsultacje to preferowane metody nauki. Jeśli się tylko chce rozwijać swoje umiejętności i włoży trochę wysiłku, można się wiele nauczyć od zatrudnionych tam profesorów – profesjonalistów z różnych branż.

Ja postanowiłem nie zmarnować tego czasu i w sumie przez ostatni rok pracowałem ciężko w pojedynkę nad moją animacją Right Places, która zapewniła mi nie tylko tytuł magistra, ale również pracę w studiu animacji w Tokio.

Tło z filmu Kimi no Na Wa – Your Name.

IGN: Myślisz, że to, iż jesteś Polakiem pomogło Ci osiągnąć sukces czy wręcz przeciwnie? A może według Ciebie nie ma to żadnego znaczenia? Jak jesteś odbierany w Japonii?

MU: To, że jestem obcokrajowcem ma ogromne znaczenie zarówno pozytywne, jak i negatywne. Szczególnie na początku łatwiej się wybić z tłumu, zwłaszcza jeśli jest się w czymś lepszym od przeciętnego Japończyka. “Jak to, to obcokrajowiec zrobił TAKĄ animację? Niesamowite! W życiu bym nie powiedział!” Łatwiej być zapamiętanym.

“Jak to, to obcokrajowiec zrobił TAKĄ animację?”

Z drugiej strony, gdy oczekiwania rosną (na przykład w firmie), obcokrajowcowi trudniej jest powierzyć bardziej odpowiedzialne zadanie, w sumie tylko dlatego, że może postępować inaczej, niż wymagają przyjęte standardy. To powiedziawszy, ogólnie w Japonii jestem przyjmowany bardzo dobrze zarówno jako człowiek, jak i artysta (tu nie ma tego polskiego myślenia, że artysta to jakieś dziwactwo, a nie sensowny zawód).

Tło do reklamy o tytule Mottainai

IGN: Przejdźmy może teraz do Twoich prac. Wiem, że Twoja seria ilustracji „Bicycle Boy” pojawiła się w książce studia Ghibli wraz z wywiadem. Jak to się stało? Jakie były reakcje studia?

MU: Ta seria ilustracji była inspirowana lokacją, na której oparta była wizja artystyczna filmu Whisper of the Heart studia Ghibli. Pojechałem do miejscowości Seiseki-sakuragaoka, żeby na własne oczy zobaczyć, jak wygląda osiedle użyte w filmie. Na podstawie zdjęć, które wtedy zrobiłem, namalowałem serię ilustracji, które klimatem trochę przypominają prace studia Ghibli.

Miło być w jednej książce z moim idolem, Hayao Miyazakim.

Jako że kilka lat wcześniej byłem w studiu Ghibli i tak się złożyło, że moja seria ilustracji zbiegła się w czasie z publikacją książki, akurat dotyczącej Whisper of the Heart, z serii kompilującej wywiady o ich filmach, zostałem zaproszony do udziału.

Zarówno moje prace, jak i sam wywiad spotkały się z bardzo pozytywnym odbiorem, a mnie miło być w jednej książce z moim idolem, Hayao Miyazakim, choć do tej pory spotkałem go tylko raz i to ledwie na chwilę.

IGN: Robiłeś tła do takich anime jak Space Dandy czy Hana to Alice, a także ilustracje do powieści „I Dream to Protect You” i własną animację Right Places. Praca przy jakim projekcie sprawiła Ci najwięcej przyjemności? Z czego jesteś najbardziej dumny?

MU: Realizowanie swoich pomysłów sprawia mi zwykle najwięcej przyjemności. Również dlatego, że mogę wtedy pracować ręcznie, a bezpośredni kontakt z medium to czysta frajda.

Odkąd przyjechałem do Japonii chciałem namalować przynajmniej kilka z tej masy kolorowych sklepów.

Większość rzeczy, które tworzę zawodowo, powstaje cyfrowo, głównie w Photoshopie. Siedząc godzinami przed komputerem w studiu, korci mnie, żeby w końcu zabrać się na przykład za akwarele. Ostatnia seria ilustracji zatytułowana “Tokyo Storefront” to było właśnie takie małe analogowe spełnienie zachcianki – odkąd przyjechałem do Japonii chciałem namalować przynajmniej kilka z tej masy kolorowych sklepów, które tu są wszędzie na około.

Najbardziej dumny natomiast jestem z faktu, że aktualnie biorę udział w tworzeniu najnowszego filmu Makoto Shinkaia – Your Name, jako jeden z głównych artystów malujących tła. Jeżeli chodzi o cyfrowo malowane tła do animacji, to myślę, że aktualnie nie ma produkcji o poziomie, który mógłby się temu równać.

Tło do ósmego odcinka anime Space Dandy

IGN: Wiemy, że pracujesz w Comix Wave Films, które naszym czytelnikom znane jest najbardziej z filmu “5 centymetrów na sekundę“. Jak wygląda taka praca? Czym dokładnie się zajmujesz?

MU: Na co dzień pracuję w dziale studia zajmującym się tłami. Każde ujęcie w filmie (a może ich być nawet ponad półtora tysiąca) potrzebuje, oprócz ruszających się postaci rysowanych przez animatorów, także tła. Tym właśnie zajmuję się między innymi ja (głównych artystów od teł jest w studiu ok. 8).

W większości przypadków każdy dostaje jakąś konkretną scenę lub lokację (na przykład wszystkie ujęcia w pokoju bohatera) i pracuje nad tym, wzorując się na planach ujęcia wykonanych przez reżysera i szkicach koncepcyjnych. Gotowe tła sprawdza i poprawia reżyser “od teł”, który odpowiedziały jest za spójność całego projektu. Czasami również zajmuję się poprawianiem rzeczy zleconych firmom zewnętrznym. Praca nad dużymi projektami jest ciężka, zwłaszcza gdy zbliża się dzień premiery. Termin jest zwykle bardzo napięty, więc zdarza się praca 7 dni w tygodniu z dużą ilością nadgodzin.

Pracownicy mieszkający dalej od studia zostający na noc to normalka. Plusem jest satysfakcja z uczestnictwa w projekcie tak wysokiej klasy. Pomiędzy dużymi projektami zajmujemy się różnymi zleceniami: reklamami telewizyjnymi, grami czy pomaganiem przy produkcjach serii telewizyjnych. Ja sam miałem okazję rysować storyboardy do całej serii i kilka teł do wysokobudżetowych produkcji TV.

Rysunek z serii “Cold in Yokohama”; źródło: tumblr

IGN: Co Cię inspiruje i motywuje do dalszej pracy?

MU: W sumie nigdy nie miałem problemów z wymyśleniem następnego projektu. Inspirują mnie oczywiście artyści, których oglądam – zarówno ci bardzo znani jak Hayao Miyazaki, jak i ci, których poczynania śledzę w Internecie.

Staram się jednak za bardzo nie “przyklejać” do ekranu komputera czy smartfona i obserwować otaczające mnie miasto i ludzi. Analizować i zaglądać pod podszewkę słów i tego, co widzę – to kopalnia inspiracji.

Poza tym uwielbiam artystyczne przybory i jeżeli tylko ktoś ma na Instagramie nowy, fajny ołówek – na drugi dzień buszuję już w sklepach za takim samym. Eksperymentowanie z nowymi środkami wyrazu zawsze działa dobrze na artystyczną nudę.

IGN: Nad czym teraz pracujesz? Jakie są Twoje plany na najbliższą przyszłość?

MU: Prywatnie, zakończyłem niedawno pracę nad serią akwarelowych ilustracji tokijskich sklepów, a w studiu weszliśmy właśnie w ostatni okres produkcji, przed-premierowej paniki nowego filmu Makoto Shinkaia.

Mam nadzieję stworzyć i wyreżyserować własny film animowany w Japonii.

Jak tylko skończymy prace nad filmem, mam nadzieję na trochę zasłużonego urlopu, a potem w wolnym czasie na następny projekt, tym razem planuję coś z prawdziwą historią. Poza tym, patrząc dalej, mam nadzieję stworzyć i wyreżyserować własny film animowany w Japonii, ale jako że branża ta operuje aktualnie na granicy opłacalności, taki kosztujący niemało projekt musi się zwrócić.

Czyni to wybicie się z oryginalnym (nie bazującym na jakieś znanej grze na przykład) pomysłem bardzo trudnym, a tym bardziej trudniejszym dla obcokrajowca. Mam nadzieję, że w kluczowym momencie fani zarówno moi, jak i animacji w ogóle pomogą i w ten czy inny sposób udam mi się ten cel zrealizować.

Źródło: ign.com
Kategorie: Stare WAKAI

Zostaw komentarz

WAKAI Favicon
Od fanów dla fanów
WAKAI.PL

Codzienna dawka newsów, humoru, ciekawostek i recenzji ze świata anime!

© wakai.pl 2022. Wszelkie prawa zastrzeżone. Regulamin Polityka prywatności.